Dlaczego chmury?

Dlaczego chmury?

Uwielbiam stać na ziemi albo na trawie bosymi stopami i patrzeć w niebo. Mam wrażenie, że rosnę, ale nie tak do góry. Rosnę w każdą stronę, bez ograniczeń. Mam w sobie więcej przestrzeni, więcej oddechu, więcej serca 😊

A na niebie dzieje się.

Jest wiele chwil, w których przepełnia mnie wdzięczność dla wynalazcy IPhone’a z wieloma obiektywami. Mogę fotografować chmury do woli nie będąc zawodowym fotografem, nie martwiąc się o zoom, przysłonę itd. Po prostu cykam zdjęcie dla przyjemności. A potem na nie patrzę. Przychodzą mi wtedy do głowy różne obrazy i myśli. Może Ty też tak czasem masz? Wtedy, gdy czas Cię nie goni,
nie stresujesz się odbiorem dzieciaków z przedszkola lub ze szkoły ani jakimś Bardzo Ważnym deadlinem w pracy? Swoją drogą, kto wymyślił takie paskudne słowo? Po polsku to będzie „nieprzekraczalny”, „ostateczny”. Czujesz, jak się od razu jeżysz, czytając? Ciało też nie lubi takich „nieprzekraczalnych”
i „ostatecznych”. Szkoda, że nie wymyślili na przykład „joyline”, dzień radości, że coś się udało wykonać w terminie albo „peaceline”, wreszcie dzień spokoju po wymagającej pracy.

Patrzyłam w te chmury i widziałam w nich wszystkie moje sprawy do załatwienia, a między nimi wystarczająco dużo przestrzeni, by jedna o drugą się nie potykały, nie wpadały na siebie, nie zabierały sobie nawzajem powietrza. I byłam z siebie dumna, że mój kalendarz wreszcie oddycha 😊.